sobota, 30 lipca 2011

Czesc 3

O godzinie 13:20 budzi mnie telefon. Dzwoni Norman....

-Halo?

-Hej Nadia, tu Norman, nie przeszkadzam?

-Nie, pewnie ze nie, slucham cie?

-Obiecalem, ze dziś się odezwe, powiedz mi, czy masz już jakieś plany na wieczor?

-Szczerze mowiac dopiero wstalam i nie planowalam jeszcze niczego.

-W takim razie ja mam dla ciebie propozycje. Co powiesz na spotkanie? Chcial bym cie gdzies zabrac i porozmawiac z toba.

-Porozmawiac? To powaznie zabrzmialo.

-Poprostu bardzo chce cie zobaczyc i spedzic z toba troche czasu. Wymyslilem mala niespodzianke. Nie daj się prosic.

-Dobrze, będę gotowa najwczesniej na 18.

-Swietnie, przyjade po ciebie o 18:30, do zobaczenia.

-pa

Szykuje mi się więc randka. A teraz odwieczny dylemat kobiety. W co ja mam się ubrac?

Najpierw jednak czynnosci podstawowe: kompiel, sniadanie, makijarz, kawa, fryzura. Teraz czas na otwarcie szafy. Ubrac się skromnie, czy wyzywajaco... hmmm... Mysle, ze powinnam to zrownowarzyc. W koncu decyduje się na obcisla sukienke bez ramiaczek, dlugosc do kolan, w kolorze bezowym. Do tego czarny pas z cyrkoniami zapiety w talii, zlote bransoletki i lancuszek, oraz brazowa torebka ze zlota klamra. Oczywiscie czarne szpilki do kompletu. Moje ciemnie oczy podkreslilam eye linerem i mocno wytuszowalam rzesy, czarne loki swobodnie opadaly mi falami na ramiona. Wygladam calkiem niezle, ale i tak jestem cala w nerwach. Czuje watpliwosci, isc czy nie isc. Mam nadzieje, ze ten koles nie będzie chcial mnie tylko przeleciec. Jeśli okaze się, ze o to właśnie mu chodzi, niech spierdala.

Wybija 18:30, odbieram telefon. To Norman, jest już pod brama. Psikam się jeszcze perfumami. Wybieram Amor Amor Cacharel'a. Mam sucho w gardle i strasznie się denerwuje schodzac na dol. Wyciagam z torebki owocowa gume do zucia i wkladam do ust. A co jeśli przesadzilam z ta sukienka, w sumie nie wiadomo, gdzie chce mnie zabrac. A jeśli mu się nie spodoba? Holera strasznie jestem spieta, boje się, ze nie wydusze z siebie slowa. W koncu zblizam się do bramy wyjsciowej.

-Hej Nadia, jak pieknie wygladasz. -Na przywitanie caluje mnie w policzek, jestgo usta są miekkie i delikatne. Czuje zapach jego perfum.

-Mam cos dla Ciebie. Proszę

Wrecza mi czerwona roze, usmiecham się. Pelna klasa z jego strony, to mi się podoba. Dziekuje mu i wacham kwiatek. Pachnie tak slodko. Przykladam platki do policzka, są takie delikatke. Wyobrazam sobie, ze to dotyk Normana. Mój cudowny alwaro podaje mi swoje ramie i prowadzi mnie powoli chodnikiem w strone auta. Czuje, się jak prawdziwa dama. Nie przypuszczalam, ze spotkam jeszcze tak szarmanckiego mezczyzne. Otwiera mi drzwi do czarnego Lamborgini, kim on jest? Zaczynam się zastanawiac. Czy zwykly kierowca zarabia az tyle, ze stac go na takie auto? Watpliwa sprawa. Usmiecha się do mnie. Ruszamy.

-Powiesz mi, dokad mnie zabierasz?

-To niespodzianka, mam nadzieje, ze Ci się spodoba.

-Nie moge się doczekac.

Sama nie bardzo wiem co mam mówić. Jestem zaskoczona cala sytuacja. Nie wiem nawet ile on ma lat, wyglada calkiem mlodo. Boje się odezwac, nie chce powiedziec czegoś glupiego. Czuje się troche dziwnie, wczoraj wieczorem... Nie. Dziś nad ranem, wtapialam się w jego ramiona i mowilam mu takie rzeczy... Co on sobie mysli.... Mam nadzieje, ze nie wiezie mnie do jakiegos hotelu. Może dlatego jest taki niby mily i kulturalny. Może na cos liczy. Mam nadzieje, ze nie, bo i tak tego nie dostanie. Jego głos wyrywa mnie z zamyslenia.

-Wygladasz uroczo, kiedy jestes taka zamyslona. Powiesz mi, co cie dreczy?

On tak strasznie mnie oniesmiela... Jego głos, spojrzenie... Posylam mu usmiech i spuszczam wzrok w dol. Niepewnie zaczynam mówić.

-Zastanawiam się dokad mnie zabierasz i co wlasciwie sobie myslisz.

-Mysle, ze jestes piekna i czarujaca kobieta, hipnotyzujesz mnie swoim spojrzeniem i zapachem. Chce cie coraz lepiej poznawac, coraz więcej o tobie wiedziec i spedzac z toba swoj czas. Takie właśnie mam plany.

Troche zaskoczyla mnie jego odpowiedz, ale bardzo mi się spodobala. Po pietnastu minutach dotarlismy na miejsce. Otworzyl mi drzwi i pomogl wysiasc. Moim oczom ukazal się niesamowity widok. Przed nami stal malutki bialy zameczek. Był do okola otoczony mala fosa. Obok zameczku zauwazylam przepiekny ogrod, pelen kwiatow. Do zameczku prowadzil most, droge oswietlaly plonace pochodnie. Okazalo się, ze w srodku znajduje się restauracja. Bardzo wytworna i elegancka. Wszystko w starym stylu. Freski na scianach, krysztalowe zyrandole, muzyk grajacy na pianinie. Czulam się jak w prawdziwej sali palacowej. Nie zatrzymalismy się jednak i nie usiedlismy przy jednym ze stolikow. Kelner prowadzil nas schodami na gore. Bylam nieco zaskoczona tym faktem.

-Zaraz zobaczysz, co dla nas przygotowalem. Mam nadzieje, ze będziesz zadowolona. To specjalnie dla Ciebie

Wyszlismy na dach. Miescil się tam przepiekny ogrod. Pod murami rosly drzewka, wisialy na nich dajace pomaranczowe swiatlo lampiony. Na srodku stala biala fontanna przedstawiajaca dwa wtulone w siebie labedzie. Po lewej stronie zrobione było oczko wodne, na okolo niego kwitly biale i jasno rozowe kwiatuszki. Zauwazylam kolejna fontanne. Przy oczku stala zabka w zlotej koronie, z pyszczka lala jej się woda. Obok oczka stal nasz stolik, przybrany bialym obrusem. Na nim swiece w zlotych swiecznikach i bukiet czerwonych roz wazonie.

-Tu jeste przepieknie.- Wydusilam z siebie, bo zabraklo mi tchu kiedy zobaczylam to wszystko.

-Ciesze się, ze Ci się podoba. Usiadzmy. Zaraz przyniosa szampana. Jestes glodna? Na co masz ochote?

Wybralam z karty krewetki w bialym winie. Czulam się jak w bajce, jak by ktos zaczarowal wszystko na okolo. Wydawalo mi się, ze snie.

Norman siedzial naprzeciw mnie, prawie nie odrywal ode mnie wzroku.

-Patrzysz tak na mnie i patrzysz, oniesmielasz mnie swoim spojrzeniem.

-Przepraszam, ale nie przestane. Uwielbiam się w ciebie wpatrywac. Najbardziej kiedy do mnie mowisz. Wtedy slucham brzmienia twojego glosu i patrze jak poruszasz ustami wypowiadajac po kolei kazdy wyraz. Wygladasz tak slodko, nie moge się nasycic twoim widokiem.

-To wszystko jest zbyt piekne. Czuje się tutaj jak w bajce. Nie wiem co mam powiedziec. Jestem w zamku, przepraszam na dachu w cudownym ogrodzie. Przede mna siedzi czarujacy mezczyzna i prawi mi komplementy.

-Mysle, ze myslisz za dużo. Niedlugo glowa cie od tego rozboli. To wszystko dzisiaj jest dla ciebie, ciesz się tym. Przestan się stresowac i obawiac, chce zeby ten wieczor był niezapomniany dla nas obojga.

Norman ma racje, niepotrzebnie zasmiecam sobie glowe tyloma myslami. Jest ze mna mezczyzna o jakim kiedys moglam sobie tylko pomarzyc. W kim mam się zakochac jeśli nie w nim. Nawet jeżeli wszystko prysnie jak mydlana banka co mnie to obchodzi. Chociaz przez chwile będę szczesliwa.

Zaczynam czuc się coraz pewniej, usmiecham się do niego, patrze mu w oczy. On chwyta moja dlon, caluje ja delikatnie, po czym przytula do swego policzka.

-Tutaj jest cudownie, ty jestes cudowny.

-Jest tak dzieki tobie. Jestes najpiekniejszym kwiatem w tym ogrodzie. Zatanczmy? -Wstaje i wyciaga do mnie dlon.

-Z mila checia.

Norman odsuwa mi krzeslo, zebym mogla swobodnie wstac, prowadzi mnie na srodek ogrodu, na maly marmurowy placyk. Powoli tanczymy, plyne w jego ramionach. Wydaje mi się jak bym unosila się nad podloga. Czuje jak jego usta delikatnie dotykaja mojej szyji. Czuje jego cieply oddech na mojej skorze, jego zapach. Mam ochote jeszcze mocniej się w niego wtulic i odleciec do innego swiata, gdzie już zawsze bedziemy tylko ja i on.

-Pachniesz tak slodko, po parkiecie plyniesz jak labedz. Jestes niesamowita. - Szepcze mi do ucha.

Piosenka konczy się, norman delikatnie przesuwa dlonia po moim policzku, odgarnia moje wlosy w tyl, przyciaga do siebie i caluje. Delikatnie, subtelnie. Nasz pocalunek jest tak namietny... Czuje jak ziemia kreci się w okol mnie, a ja stoje nieruchomo razem z nim i nie moge zlapac tchu.

-Jestes jak marzenie -Szeptam mu do ucha. -Odplywam przy tobie, chcialabym zeby ta chwila nigdy się nie skonczyla. Nie obchodzi mnie już kim jestes i ile masz lat. To bez znaczenia, byle bys tylko nigdy nie wypuscil mnie ze swych ramion.

-Tak, teraz już na pewno cie nie wypuszcze. Mozesz być tego pewna. Przytula mnie mocno, caluje w glowe i glaszcze po wlosach.

-Prosze, powiedz mi, czy ja snie? Czy to mozliwe, zeby cos takiego dzialo się naprawdę?

-Tak, to sen, ale nie martw się, nikt już cie z niego nie obudzi. Zadbam o to, zeby od teraz cale twoje życie wygladalo jak piekny sen.

Podeszlismy do niskiego muru otaczajacego dach. Stalismy wtuleni w siebie i obserwowalismy gwiazdy.

-Uwielbiam patrzec w niebo, podziwiac gwiazdy, ksiezyc.- Powiedzialam rozmarzona.

-Dzisiaj interesujesz mnie tylko ty. Jestes piekniejsza niż wszystkie te gwiazdy razem wziete.

-Komplemenciarz. Spojrz, niedlugo będzie pelnia.

Nie wiedzialam jeszcze wtedy jak wiele będzie znaczyc dla mnie ta pelnia. Norman odwiozl mnie do domu, odprowadzil do drzwi. Spotkanie zakonczylismy namietnym pocalunkiem. Weszlam po schodach z bukietem roz w rekach. Okazalo się, ze kwiaty z wazonu były również dla mnie.

Wzielam prysznic i polozylam się do luzka. Nie moglam zasnac. Lezalam i myslalam. Caly czas mialam przed oczami Normana. Czulam jego zapach. Cos musi być z nim nie tak. Gdzies na pewno jest jakiś chaczyk, a może to w koncu nagroda za moje cierpienia z wczesniejszymi facetami. Nie ma co się tym zadreczac, czas pokaze. Jutro muszę wstac rano na egzamin.

Probowalam zasnac, ale nic z tego. Po dwoch godzinach przewracania się z boku na bok wstalam i wyszlam na balkon. Patrzylam w niebo. Ksiezyc był taki piekny, przygladalam mu się dokladnie. Ponoc w czasie pelni ciezko jest zasnac. Czyzbym z tego powodu była taka rozbudzona? Dziwne. Poczulam się glodna. Ruszylam do kuchni i wyciagnelam z lodowki puszke tunczyka. Zjadlam wszystko, ale sen dalej nie przychodzil. Spojrzalam na zegarek. Jest 3 w nocy. Jeszcze dwie godziny i zrobi się jasno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz